Ida i Karol – plener ślubny

Zaczęło się od kota, czarnego… pomimo, że łobuz przebiegł nam drogę kilkanaście razy to szczęście nie opuszczało nas do końca. Było romantycznie (czasami), wesoło (przede wszystkim) a czasami niebezpiecznie (z mojej strony). Kurtyna w górę!